Najnowsze komentarze
JunakDriver do: LwG nie dla wszystkich ?
A do mnie podczas pierwszej jazdy ...
Jurajski_Zbych do: LwG nie dla wszystkich ? cd.
Patrząc po sobie - bo zjeżdzam do ...
A co powiecie na temat pozdrowieni...
symonostra@wp.pl do: LwG nie dla wszystkich ?
Sybilla, stąd Sy. Michalda, stąd '...
syminostra@wp.pl do: LwG nie dla wszystkich ?
LWG, to LWG. Tu, nie może mieć mie...
Więcej komentarzy
Moje linki
<brak wpisów>

31.07.2012 14:52

Kolejna wyprawa nad j.Srebrne 27-30.07.2012

 Wraz z moją połówką, jej siostrą z synem i chłopakiem zaplanowaliśmy weekend od piątku do niedzieli nad j. Srebrnym w Osowcu.

 Piątek godzina siedemnasta, towarzysze podjeżdżają do mnie do pracy, ja zamykam interes i jedziemy do mnie spakować moje klamoty. Dzięki temu że oni jadą samochodem a ja motocyklem mogłem wszystko upchnąć u nich i nieobciążony bagażem ruszyć w trasę. Koło godziny 17.30 ruszamy. Skwar z nieba się leje, ja się pocę jak świnia, ale co tam, jak to powiedział mój kolega, "lepiej się pocić niż potem leczyć zdrapki". Trasa którą wybrałem to jedna z tych do których mam  sentyment, i jeżdżę nią mimo katastrofalnego stanu nawierzchni, a raczej jeździłem. Można ją określić jednym słowem "massssssssakra". Do Pyskowic asfalt jest w miarę, ale od Pyskowic praktycznie do Ozimka to już sieczka, pomijając kilka odcinków o długości nie przekraczającej kilometra. No ale jedziemy, radyjko przez słuchawki gra, ja sobie podśpiewuje, aż od Pyskowic zaczynam sypać bluzgami. Jako że reszta ekipy jechała samochodem musiałem co jakiś czas sprawdzać czy jeszcze ich widzę w lusterku, a do tego nie mogłem się ponosić wyobraźni w lawirowaniu miedzy samochodami żeby ich nie zgubić. Jakieś 5km przed Ozimkiem brakło mi paliwa, przełączam na rezerwę i z modlitwą na ustach zaczynam się rozglądać za jakąś stacją benzynową, bądź kierunkowskazem na takową. Z praktyki wiem że w tamtych okolicach stacja benzynowa to prawdziwa rzadkość, ale myślę sobie że w Ozimku jakaś musi być, byle jej nie przegapić. No i w ostatniej chwili, przejeżdżając przez wyżej wymienione miasteczko, przed łukiem drogi zauważam stacje, kilka set metrów od głównej drogi. Uzupełniam paliwo i jedziemy dalej. Po dotarciu na pole namiotowe zostało nam jeszcze znaleźć odpowiednie miejsce na rozbicie biwaku.
Dziewczyny szybko objęły role kierowniczek, nadzorując naszą pracę przy rozkładaniu namiotów.

 

 

Reszta dnia to standard:
- piwko
- kąpiel w jeziorze
- piwko
- parę partyjek w karty
- piwko
- wieczór w barze
- siusiu
- paciorek i spać.

 

 

Niestety jako że pracuje w soboty, rano musiałem wrócić na 2 godziny, na Śląsk. Czekała mnie pobudka o 7 żeby zdążyć do pracy na 9. Rano umyłem ząbki, ubrałem się w ciuchy i jazda ku wschodzącemu słońcu, i to dosłownie. Większość trasy miałem słońce w oczy, blenda nie dawała większej ulgi. Mijam Turawę, Ozimek, Zawadzkie i nie wytrzymuje, mówię sobie że ostatni raz jadę tą drogą. Tak szlag trafił mój sentyment.  W pracy melduję się 8.10.

 O godzinie jedenastej ruszam w drogę powrotną. Obrana trasa prowadzi mnie przez Pyskowice, Toszek, Strzelce Opolskie, obwodnica Opola, Turawa, jezioro Srebrne. Nawierzchnia nieporównywalnie lepsza  w porównaniu z nawierzchnią na poprzedniej trasie. A i widoki chyba przyjemniejsze, może pomijając odcinek prowadzący lasem  za Strzelcami Opolskimi, gdzie było mnóstwo stworzeń leśnych narodowości, tak na oko bułgarskiej. Sobota podobna do piątku tylko z większą ilością piwka i kąpieli w jeziorze.  Pod wieczór na obiado-kolację zrobiliśmy grilla i gdy nadszedł wieczór wybraliśmy się do baru. Jedyną rysą na tym sielankowym dniu były moje oczy, mianowicie jestem uczulony ale nie wiem na co. Co jakiś czas w oczach mam pełno ropy, przeważnie wieczorem, a ból jest taki jak by ktoś nasypał mi piasku do oczu. Późne popołudnie, pomiędzy obiado-kolacją a wyjściem do baru minęło mi na leżeniu w namiocie z zamkniętymi oczami i okładami z herbaty. Na szczęście w ciągu kilku dziesięciu minut łzy czy herbata rozpuściły ropę i ból stał się na tyle znośny że mogłem wyjść i zacząć zabawę. Po zmroku, jak po machnięciu zaczarowanej różdżki, chyba każdy kto miał tubę/skrzynie basową w samochodzie, postanowił się pochwalić jak mu to gra. Jak nazłość dominowała muzyka techno. Ale że to sobota to było to do przewidzenia, należało się z tym pogodzić i po powrocie do namiotu postarać się jakoś usnąć.

 

 

Niedziela, godzina 7 rano i jakieś cwaniaczki którym było mało alkoholu w dupie, postanowili pobudzić wszystkich puszczając muzykę klubową na cały regulator. Pogoda przez resztę dnia odrobinę się popsuła w porównaniu z sobotą. Plan był taki że wieczorem zbieramy się do domu, więc z rana pozwoliłem sobie na jedno piwko a resztę dnia miałem już być na soczkach. Dzień mijał leniwie na grze w remika. Koło południa pojawił się pomysł żeby zostać do poniedziałku. Dziewczyny miały urlop, chłopak szwagierki miał sobie wziąć wolny dzień na telefon a ja o 7 miałem pojechać do pracy i na 18 wrócić żeby posiedzieć godzinkę czy dwie i pomóc im się spakować. Tak jak żeśmy wymyślili, tak żeśmy zrobili. Niestety dopadła mnie znów moja przypadłość związana z oczami, tylko że tym razem ze zdwojoną siłą, po godzinie czy dwu było już o tyle lepiej że mogłem zacząć funkcjonować. Wieczorem mogliśmy się wybrać do plażowego baru na piwko czy dwa, jak już pojedliśmy obiadowo-kolacjowego grilla. Tam dołączyli do nas znajomi biwakujący po drugiej stronie jeziora. Nadchodząca nocka była już cicha i spokojna, wszyscy sobotni imprezowicze już poodjeżdżali, a na polu namiotowym zrobiło się bezludnie. Zostało zaledwie kilka namiotów i przyczep campingowych.

 

 W poniedziałek rano powtórka z sobotniego poranka, umyłem ząbki, ubrałem ciuchy i ruszyłem do pracy. Na moje nieszczęście oczy nadal dawały się we znaki, po dojeździe do obwodnicy Opola miałem tak załzawione oczy że nie wiele widziałem, musiałem wyciągnąć chusteczkę higieniczną i na każdych światłach delikatnie przecierałem oczy z łez i ropy. W strzelcach opolskich na stacji uzupełniłem paliwo, kasująca mnie pani patrzyła na mnie z jakby litością, chyba myśląc że płaczę bo coś się stało. Najlepsze było to że im dalej byłem od lasów a bliżej śląska tym lepiej się czułem. Po dojeździe do pracy, oczy bolały mnie tylko trochę, a po godzinie nic już mnie nie bolało.

 Z planu że wracam spowrotem nad srebrne nic nie wyszło, z niewiadomych mi przyczyn współtowarzysze wypadu spakowali się koło południa i koło godziny 15 podrzucili mi moje klamoty do domu. A szkoda bo chciałem nawinąć te kolejne 200km w tam i spowrotem :)

Komentarze : 3
2012-07-31 15:38:48 sniadanie

Muzyka klubowa zdecydowanie nie nadaje się na kemping, ale nie wszyscy o tym, niestety, wiedzą. Fajny wypad. Na łzawiące oczy dobre są specjalne krople. W każdej aptece bez recepty. Przynoszą ulgę.

2012-07-31 15:26:33 szwagierka

szwagier weekend był bardzo udany :)

2012-07-31 15:05:33 d.

Wypad bardzo udany :) oj Ty i ten Twój motor ;)

  • Dodaj komentarz