21.04.2012 19:34
Jak się zgubić i zmoknąć :) 30.07.2011
Postanowiłem opisać jedną z moich zeszłorocznych
wypraw. Co prawda nie była ani najdłuższa, ani najciekawsza ale
najmilej ją wspominam. A to przez to że się zgubiłem i przemokłem
do suchej nitki :)
Szwagier z siostrą pojechali
na urlop pod Zakopane, postanowiłem do nich dołączyć na weekend
wyjeżdżając w sobotę po pracy. W dzień wyjazdu od rana straszyli
deszczem więc śledziłem prognozy pogody na kilku portalach, jak
by to miało coś dać i zmienić ;). Jako nie poprawny optymista nie
wystraszyłem się, poza tym trochę wody mnie nie zabije.
Sobota godzina 13.00, koniec pracy i ruszam w trasę. Ruda
Śląska, Żory, Skoczów, Ustroń, Wisła. W Wiśle na
wysokości hotelu Gołębiowski miałem okazje przećwiczyć awaryjny
przeciw skręt omijając w dość dramatyczny sposób jakąś
aktówkę która, wyłoniła mi się spod poprzedzającego
mnie samochodu. Do dzisiaj żałuje że nie zatrzymałem się sprawdzi
czy to nie był jakiś laptop ;) Przy rondzie na Wisła Czarna ,
Istebna zrobiłem pierwszy postój na Kubusia i
rozprostowanie pleców.
Czas ruszyć w
kolejny etap. Droga z Wisły do Istebnej zaskoczyła mnie bardzo
złym stanem asfaltu a jazda nie należała do najmilszej. Może
nawet i dobrze że nie można było rozwinąć większej prędkości,
mogłem poświęcić odrobinę czasu na podziwianie
widoków.Trasa od Istebnej do Żywca przebiegła bez żadnych
komplikacji nie licząc jednego awaryjnego hamowania :)
W Żywcu przyszła pora na odpalenie nawigacji ponieważ
wymyśliłem sobie że zamiast jechać drogą na Suchą
Beskidzką, pojadę z Żywca do Zawoi przez wioski jak
najbliżej granicy. Nie wiem czemu ale nie wpadłem na to że stan
drug na wiochach zabitych deskami będzie tragiczny, do tego
wszech obecny piach. Nawigacja z której korzystałem to
pożyczony od ojca Lark "COŚ TAM COŚ TAM" z niezbyt aktualnymi
mapami, ponieważ moją nawigacje wspaniałomyślnie pożyczyłem
szwagrowi, zapominając że mi się też przyda. Szybko okazało się
że mapy z nawigacji nie odpowiadają wybranej przeze mnie drodze i
zmuszony byłem improwizować. Gdy udało mi się już znaleźć
odpowiednią drogę zatrzymała mnie straż pożarna. Wylała jakaś
rzeczka i droga była zamknięta. Nakazano mi wybrać drogę na Suchą
Beskidzką. Na to co pokazywała mi nawigacja przestałem zwracać
uwagę ponieważ według niej jechałem lasem. Więc jadąc na wyczucie
znów się zgubiłem, drugi raz tego samego dnia :)
Według przewidywanego czasu dojazdu do celu byłem już
spóźniony więc siostra zaczęła do mnie wydzwaniać.
Zatrzymałem się, odebrałem i wytłumaczyłem że się zgubiłem.
Oczywiście siostra miała kupę śmiechu ze mnie. Będąc święcie
przekonany że jadę w dobrym kierunku coś mnie tknęło żeby zerknąć
na nawigacje mimo że nadal podawała że stoję w lesie. Oddaliłem
widok mapy żeby zorientować się w którym
rejonie jestem. I jakie było moje zaskoczenie jak okazało się że
wracam do Żywca. Postanowiłem dalej nie kombinować tylko
wyznaczyć najkrótszą trasę do celu i jak najszybciej
dojechać do głównej drogi na Suchą Beskidzką i dalej w
stronę Zakopanego.
Gdy myślałem że przygody się
już skończyły, po minięciu znaku "Sucha Beskidzka" złapała mnie
ulewa, i nie odpuściła aż do końca. Do Bańska Nizina dojechałem
po 6 godzinach od wyjazdu, całkowicie przemoczony od pasa w
dół, ale zadowolony z siebie.
Kolejna
część weekendu minęła spokojnie, wieczorkiem piwko ze szwagrem na
werandzie wynajętego domku. W niedziele zaplanowaliśmy wycieczkę
do Niedzicy i Czorsztyna. Miejsca te gorąco polecam :) Po
obiedzie nadeszła pora myśleć o powrocie, ponad 3 godziny w
deszczu. Ponieważ kurtka jest wodoszczelna musiałem tylko jakoś
zabezpieczyć się przed wodą od pasa w dół. Więc pierwsza
warstwa, skarpetki, spodnie z dresu. Druga warstwa, na stopy
reklamówki , a nogi owinięte płaszczami przeciwdeszczowymi
siostrzenic. Trzecia warstwa dżinsy, a na stopy druga skarpetka i
buty.
Czas ruszać, siadam na cebulkę, naciskam
starter i nic. W pierwszym momencie myślałem że dostane sraczki.
Na szczęście zapomniałem że wyłączony był zapłon na kierownicy.
Przy drugiej próbie cebulka ochoczo zapaliła mimo że stała
prawie dobę w deszczu. Droga powrotna przebiegła bez
stresów, tylko przed Wadowicami utworzył się korek więc
zostawiłem siostrę z rodziną i pojechałem dalej.
Wydawać by się mogło że jazda 3 godziny w deszczu to nic
przyjemnego a było odwrotnie. Jedyne na co narzekałem to brak
wycieraczki na szybce gdy dojechałem za jakiegoś tira. Po
dotarciu do domu, suchy ( nie licząc wierzchniej warstwy ubrania)
i niezmarznięty poszliśmy ze szwagrem na zasłużone piwko. Tak oto
skończyła się moja wycieczka z paroma przygodami które
teraz chętnie wspominam :)
Komentarze : 3
MotorheaD gdy będziesz wybierał się w Beskidy to polecam drogę ze Szczyrku do Wisły i odwrotnie. Sporo super winkli :)
Szacun. Ja bardzo miło wspominam pobyt na Żywieczczyźnie. Niedługo powtarzam wypad w tamte rejony. Większość jednak zamierzam pokonać z tzw. buta.
Lewa.
Relacja super, fotki ekstra! Pomysł z żółtymi warstwami wodoszczelnymi oryginalnyi jakże skuteczny!!
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (5)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (7)
- Turystyka (9)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)